Obraz dalej rozmazywał mi się przed oczami,ale robił się coraz bardziej wyraźny.
Usiadłem i zmróżyłem lekko oczy.
-Tu nie jest bezpiecznie. - Powiedziałem lekko zachrypnięty.
-Czemu?!
-Ich na pewno jest więcej... - Wstałem.
-Kogo?!
-Tych bandziorów. - Złapałem się na ramię.
Jakoś udało nam się dojść do Akademii.
Weszliśmy do mojego pokoju,widzałem już wyraźnie.
Usiadłem na łóżku.
-Nieźle Cię załatwili. - Powiedziała Alice patrząc na moje ramię.
-Nic mi nie jest,bywało gorzej.
-Nie mędrkuj,daj mi to opatrzyć.
-Nie trzeba,wszystko w porzą-- Nie zdążyłem dokończyć bo ledwo Alice dotknęła mojego ramienia,w tym samym momęcie przeszedł mnie dreszcz.
-Co jest.
-Nic. - Odwróciłem wzrok i wziąłem głęboki oddech.
(Alice?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz