sobota, 29 listopada 2014

Od Alice do Ayato

-Mów mi Tay - zaśmiał się , wyciągnął czarny miecz oblany krwią i zaczął się do mnie szybko zbliżać. Nie miałam innego wyjścia. 
Moje oko zrobiło się czarno-czerwone, z moich pleców wyrosło kagune. Mniejsze skrzydło służyło jako zbroja na prawą rękę a większe było moją bronią. Ayato, a raczej Tay był tak blisko że zdołał by dosięgnąć mnie swoim mieczem. Zamachnął się, zasłoniłam się prawą ręką blokując jego cios. Nie byłam bezczynna, odpowiadałam również silnymi atakami. Za którymś razem nie byłam dość szybka i chłopak rozciął skórę na moim brzuchu. Rana zaczęła silnie krwawić, kolor mojego ubrania przechodził w szkarłat. Nawet mnie to nie ruszyło i prawą ręką (tą obudowaną moim kagune) szybko przesunęła nią po jego klatce piersiowej. 
~Co ja robię?! Przecież Ayato nadal jest tam w środku! Mam nadzieje.. ~ pomyślałam
Zrobiłam krok do tylu. Nie wiedziałam co zrobic, czy mam uciekać, a może z nim walczyć. Postanowiłam walczyć do końca. To był jednak błąd. Starałam się, aby go nie zabić, chciałam go delikatnie zranić żeby się przestraszył. Po jego kilku nieudanych atakach, a moich dwóch udanych, Tay spojrzał na ziemię, chwycił miecz w dwie ręce i zaczął biec w moją stronę, z ostrzem skierowanym na wprost. Zasłoniłam się większym skrzydłem. 
A sekundę później stało się coś czego nie przewidziałam: jego ostrze stalo sie dłuższe o jakieś 35 cm, którym przebił skrzydło na wylot, nie miałam pojęcia że odczuwam ból w kagune, lecz to nie był koniec, Tay jeszcze je dopchnął, wybijając ostrze w moje ciało a dokładniej pod moje serce dość poważnie je raniąc. Koniec miecza wbił się na głębokości około 10 cm. Wyciągnął go, a ja nadal trzymałam się na nogach. 
-Co jest?! Powinnaś być już martwa! - zdziwił się i odstąpił krok do tylu
-Ha ha ha! - zaśmiałam się ironicznie - Powinnam, ale nadal jestem żywa! 
-Czym ty jesteś? 
-Ja jestem Koszmarem - uderzyłam go z pięści w twarz nokautując go. Po walce miałam na całych rękach i nogach głębokie rany cięte, jedną cięta na brzuchu i ranę po dźgnięciu pod sercem, która nie przestawała krwawić. Podniosłam go i zabrałam do akademii. Jego ubranie zdążyło przesiąknięte moja krwią wymieszaną z jego. Szybko, by nikt nie widział, pobiegłam do swojego pokoju. Położyłam go na łóżku i opatrzyłam rany mimo że sama byłam poważnie zraniona. Gdy skończyłam jego włosy znowu stały się czerwono różowe, a dwie sekundy później się obudził.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz