-Rozumiem... - powiedziałem
Santiago wypełniał jeszcze jakieś papiery a ja siedziałem obok Blackey leżącej na kozetce. Widziałem że była bardzo zmartwiona, martwiła się o swoją przyszłość z V. Wiedziałem to ponieważ wniknąłem do jej umysłu. Nie lubiłem tego robić, ale w tej sytuacji to było ode mnie silniejsze.
Po chwili ciszy przerywanej przez szelest kartek. Wstałem.
- Idziesz już? - zapytała Blackey
- Nie... - zamknąłem oczy i delikatnie położyłem dłoń na jej czole
Jej twarz przyjęła bardziej spokojny wyraz, a jej ciało widocznie się rozluźniło.
~ Aura ukojenia jednak na coś się przydaje - pomyślałem
- Dopiero teraz pójdę - uśmiechnąłem się i zabrałem rękę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz